Miłość do kamperów czyli jak się to wszystko zaczęło
Najpierw Wojtek wskoczył na kampera i próbował go ujarzmić. Hahaha
A tak na serio to naszą pierwszą miłością był kamper na Fiacie Ducato z 1988 roku. Do zakupu zachęcała jedynie cena. Był zaniedbany i wilgotny w środku. Już przy pierwszych oględzinach wiedzieliśmy, że czeka nas uszczelnianie dachu, ale o tym w kolejnym wpisie.
Nie wiemy czy poprzedni właściciel miał w zamiarze otwarcie firmy przewozowej i wożenie nim ludzi na wakacje, ale z zewnątrz przypominał pożółkłą taksówkę. Jednak to właśnie w nim spędziliśmy nasze pierwsze kamperowe wakacje nad Bałtykiem oraz w Chorwacji. To właśnie ten staruszek rozkochał nas w takim stylu spędzania wolnego czasu. Dodamy jeszcze, że na każdym kempingu robiliśmy furorę. Kiedy mijaliśmy kolejne parcele w drodze do naszego miejsca postojowego, czuliśmy się jak długo oczekiwani goście, których wszyscy już wypatrywali od dłuższego czasu. Co starszym urlopowiczom przypominały się pewnie ich pierwsze wypady z rodzicami.
Przygotowania kampera do pierwszego sezonu, zdecydowaliśmy się ograniczyć do rzeczy dla nas najważniejszych. Punktem pierwszym była kwestia bezpieczeństwa Laury i Lisy. Musieliśmy znaleźć sposób na zamontowanie pasów na tylnej kanapie, która jednocześnie nadal musiała spełniać funkcję łóżka podczas postojów. Ten warunek od razu wykluczył montaż foteli samochodowych, co dodatkowo skomplikowało sprawę. Jednakże po kilkugodzinnych poszukiwaniach na różnego rodzaju forach, mieliśmy rozwiązanie. Zdecydowaliśmy się na samodzielne wykonanie ramy z pasami trzy punktowymi, która ostatecznie miała zostać zabudowana drewnianą skrzynią.
Punktem drugim był serwis instalacji gazowej i naprawa lodówki. Jedyną rzeczą, która okazała się nie do odratowania, była kuchenka gazowa. Jak przystało na nowicjuszy postawiliśmy na jej wymianę, co w Chorwacji okazało się pomysłem zupełnie nietrafionym. Gotowanie w rozgrzanym po całym dniu stania na pełnym słońcu kamperze, okazało się nie lada wyzwaniem. Doszło do tego, że po powrocie z plaży ciągnęliśmy losy, żeby rozstrzygnąć o tym kto przygotowuje kolację w warunkach zbliżonych prawdopodobnie do tych, które panują w piecu hutniczym. O wiele lepszym pomysłem jest każda inna kuchnia, byle by z opcją gotowania na zewnątrz.
No i ostatecznie wymiana markizy. Jako że poprzednik przecenił wytrzymałość ścianek nadbudówki i przymocował do nich standardową markizę tarasową, montaż tej przystosowanej do pojazdów kempingowych musiał zostać poprzedzony łataniem niemałych dziur i rozdarć w zewnętrznym poszyciu.
Remont generalny naszego weterana, zaplanowaliśmy przeprowadzić po pierwszym dłuższym urlopie i była to jak się później okazało bardzo dobra decyzja. Gdybyśmy podjęli się tego przed naszym pierwszym wyjazdem, to najprawdopodobniej nie doszedł by on do skutku. Tak więc, nieświadomi niespodzianek jakie czekają na nas podczas odłożonego w czasie, jak jeszcze wtedy pełni optymizmu myśleliśmy, odświeżania wnętrza, wyruszyliśmy w naszą pierwszą, niezapomnianą wyprawę, która jak się dziś okazuje, zmieniła nasze życie.
Nasz pierwszy dom na kołach był z nami dwa sezony i nawet jeżeli z racji wieku niedomagał, to tylko w drodze do domu i to maksymalnie 100 kilometrów od celu. Prawdopodobnie chodziło tylko o to, że powroty były dla niego trudniejsze niż dla nas. Mówiąc krótko, zbudowany by podróżować.
Jednak po awarii hamulców i kolejnym problemie z częściami zamiennymi, zdecydowaliśmy się rozstać z naszym, jak go pieszczotliwie nazywaliśmy, „Kampusiem”.
Nie zamierzaliśmy jednak w żadnym wypadku rezygnować z kempingów i zdecydowaliśmy się na zakup przyczepy kempingowej marki Fendt, ale o tym już w kolejnym wpisie.